Ćwiczenia na Turbaczu - schronisko płonie

Straż pożarna i pozostałe służby ratownicze sprawdzały we wtorek, jak szybko może zostać podjęta i na ile skutecznie akcja gaszenia schroniska na Turbaczu, gdyby taka sytuacja miała w przyszłości miejsce.

W tym celu wymyślono sytuację: w wyniku prawdopodobnego zaprószenia ognia przez jednego z gości schroniska na Turbaczu pożarem został objęty jeden z pokoi gościnnych schroniska na I piętrze. Pracownicy schroniska podjęli działania gaśnicze własnymi siłami i środkami przy użyciu podręcznego sprzętu gaśniczego. W sąsiednim pokoju znajdowały się dwie osoby, które ze względu na duże zadymienie nie mogły samodzielnie opuścić pokoju. Z uwagi na długotrwały dojazd samochodów pożarniczych, pożar przedostał się na dach schroniska.

Jak informuje kpt. Piotr Krygowski z KPSP w Nowym Targu, dojazd z miasta do schroniska zajął strażakom ok. 25 minut. Mimo deszczu, który sprawił, że szlaki prowadzące na Turbacz były śliskie, na miejsce dojechały praktycznie wszystkie jednostki - 15. Strażacy wodę do gaszenia ognia zabrali ze sobą, korzystali też ze zbiornika wodnego pod Turbaczem. Problem pojawił się, gdy chcieli skorzystać ze zbiornika wody pitnej zlokalizowanego nad schroniskiem - dostęp o niego był utrudniony. I właśnie poprawa dostępu do niego jest jednym z wniosków z przeprowadzonych ćwiczeń. Sama akcja gaszenia fikcyjnego pożaru trwała około 2 godzin. Strażacy ewakuowali z I piętna uwięzionych w pokoju turystów, a GOPR-owcy udzielili im pomocy. Jak mówi kpt. Krygowski, akcję należy zaliczyć do udanych. Drugi wniosek, jaki nasunął się podczas akcji nie jest optymistyczny - strażacy zgodnie doszli do wniosku, że gdyby pożar w schronisku wybuch zimą, dojazd do niego byłby praktycznie niemożliwy.

Głównym celem ćwiczeń była koordynacja współdziałania i dowodzenia jednostkami ochrony przeciwpożarowej, w tym siłami i środkami Małopolskiej Brygady Odwodowej podczas działań ratowniczo-gaśniczych związanych z pożarem schroniska w trudnym terenie górskim.

ryb/