- Pożar hybrydowego wozu konnego na Łysej Polanie
- Wóz hybrydowy wróci na drogę do Morskiego Oka. "Jeśli testy przebiegną pomyślnie, będą kolejne"
Zaprezentowany wóz to druga wersja - poprzednia spaliła się w 2018 roku. Teraz zastosowano ponoć lepsze rozwiązania. - W czasie jazdy pod górę można ustawić jak mocno wspomagamy pracę konia. Im więcej wspomagania, tym więcej się zużywa energii. Podczas jazdy powrotnej - w dół, albo po prostym - możliwe jest odzyskanie nawet do 95 procent energii. Trzeba tym cały czas sterować, bo czasem jest za dużo prądu i bezpieczniki się spalają - dodaje.
Prezentowany wóz jest cięższy od tradycyjnego o 500 kg. Tyle ważą akumulatory (jest ich 10) i system przekładni.
Wóz budowany był dwa lata. Zadanie nie było proste, bo teren jest wyjątkowo trudny - system ma wytrzymać przewyższenie rzędu 600 metrów.
- Pod koniec tamtego roku zaczęliśmy pierwsze testy, a w tym roku chcemy żeby zaczął regularną jazdę do Morskiego Oka, wożąc turystów z Palenicy do Włosienicy. Wóz jeszcze wymaga pewnych ustawień, ale jak się będzie dobrze sprawował to jesienią podejmiemy decyzję o produkcji kolejnych. Prototyp sfinansował Tatrzański Park Narodowy i wóz jest naszą własnością - tłumaczy Paweł Ziobrowski. Dyrektor Parku dodaje: - Za pierwszy wóz zapłacił Park, za kolejne wozy zapłacą wozacy. Jak testy wypadną pomyślnie - to wozacy, którzy będą chcieli pracować na drodze do Morskiego Oka będą musieli taki wóz sobie kupić.
- Póki nie zakończymy testów to nie ma co mówić o takich zakupach. Wóz normalny kosztuje ok. 15 tysięcy. Ten hybrydowy jest drogi, za drogi. Możemy szukać źródeł dofinansowania, ale póki nie dokończymy testów, nie ma o czym rozmawiać - podsumował prezes Stowarzyszenie Przewoźników do Morskiego Oka Stanisław Chowaniec z gminy Bukowina Tatrzańska.
s/ zdj. Piotr Korczak