Znamy szczegóły akcji po śmiertelnym wypadku pod Rysami

• Śmiertelny wypadek w Tatrach
• Znów śmiertelny wypadek w Tatrach

Przed południem ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego otrzymali telefon z prośbą o pomoc. Połączenie było bardzo złej jakości, a wszystko za sprawą słabego zasięgu telefonicznego. Turyści krzyczeli do osób znajdujących się poniżej, aby dzwonić do ratowników. - Łączność była bardzo kiepska i przerywana. Nastąpił upadek turysty gdzieś z Grzędy Rysów - nie w stronę Rysów, tylko w tam tam, gdzie jest ściana Grzędy Rysów. Nie ma kontaktu z turystą i nie widać go – opisuje wezwanie Witold Cikowski, ratownik TOPR.

W związku ze złą pogodą dwie ekipy ratowników wyruszyły samochodami w kierunku Morskiego Oka, aby dalej udać się na pomoc pieszo. Ratownikowi dyżurującemu w Morskim Oku udało się sprawdzić za pomocą drona pułap chmur i w akcję włączony został śmigłowiec.

- Śmigłowiec z dużym oddaleniem wleciał ponad pułap chmur w miejsce wypadku. Załoga śmigłowca obsłużyła ten wypadek – zaznacza Cikowski.

Po przybyciu na miejsce ratowników okazało się, że 31-letni mężczyzna zmarł na skutek odniesionych obrażeń. Jak informują ratownicy spadł ok. 200 metrów. Powodem, który przyczynił się do poślizgnięcia i upadku był brak odpowiedniego sprzętu.

- Turysta był na Grzędzie Rysów gdzie zalega już śnieg. Ratownicy powiedzieli, że nie posiadał raków, raczków, czekana, kijków i kasku. To, że nie posiadał stosownego wyposażenia do warunków było powodem wypadku - mówi Witold Cikowski.

Ratownicy przypominają, że wysoko w Tatrach zalega już śnieg i niezbędne do poruszania są raki i czekan.

ms/