Program naprawczy opierał się głównie na pieniądzach, a te skończyły się w miarę szybko, nie doczekawszy końca kolejnego sezonu. Upolitycznionym sponsorom zabrakło prądu, na co nie było solidnej polisy ubezpieczeniowej. Pomocy nie odmawia chodzący regularnie na mecze gospodarz miasta, któremu jednak odradzałem upieranie się przy forsowaniu budowy nowej hali, a dwie bańki wyboksowane na europejskie igrzyska przywróciły tej istniejącej, przyzwoity wygląd.
Jesień w wykonaniu hokejowych „Szarotek” wprawiła w zdumienie nie tylko rywali, ale także i kibiców, którzy jak za dawnych czasów tłumnie ruszyli do parku w dni meczowe. Ich wsparcie z trybun uskrzydliło naszych zawodników i wreszcie przestaliśmy się wstydzić przed hokejowym, choć marnym, światem. Chłopaki odwdzięczają się widowni swoją ambicją, ale przecież na to się umawiali. Jednak pacta sunt servanda i niedopuszczalne jest gonienie działaczy po mieście z kapeluszem, aby zebrać ochłapy na wypłatę dla tych, którzy przywrócili nam wiarę w coś, co od lat pozostało tylko pięknym wspomnieniem…
No i doczekaliśmy się strajku ostrzegawczego, po którym abdykowała pani prezes Natalia, której tymczasowość wieszczono już od początku. Nie wystarczy zapał, aby kierować autobusem, którego nie jest się właścicielem i w dodatku nie ma w baku paliwa. A sytuacja finansowa zespołów młodzieżowych i juniorskich czy dziewczęcego budzi także obawy na przyszłość.
Pionierskie czasy niezapomnianego prezesa Augustyna Fuchsa należą do zamierzchłej przeszłości, tak jak świetne lata pod szyldem kombinatu obuwniczego. To nie jest amatorska zabawa w harcerstwo, tylko niezwykle odpowiedzialne przedsięwzięcie biznesowe. Po upadku kombinatu, w pierwszej dekadzie XXI wieku udowodnił to Wiesław Wojas kolejnymi tytułami, ale też swoim portfelem. Ale w naszym rodzimym piekiełku każdy kiedyś powie: dość!
Spadkobierca obuwniczych tradycji skierował swoja uwagę w stronę bardziej popularnej w kraju i na świecie dyscypliny i zajął się nowotarskim futbolem; na tyle skutecznie, że gdyby nie pandemia i lobby podkarpackie, drużyna seniorów wylądowałaby w drugiej lidze! Ale w Nowym Targu piłka to nie hokej i o tym działacze NKP Podhale doskonale wiedzą, niemniej jednak seniorski zespół, grający na centralnym szczeblu rozgrywek, zawsze jest lokomotywą dla młodego narybku. Znając Wojasa, mimo krążących plotek, na pewno nie pozostawi młodzieży na pastwę niepewnego piłkarskiego losu. A zapewne nie jest powszechnie wiadomo, że w klubowych strukturach funkcjonuje ponad 300 dzieciaków, co stanowi jeden procent miejskiej populacji. Gdyby odnieść to np. do Warszawy, musiałoby tam grać w piłkę 20 tysięcy uczniów?! Utopia…
Pisklęta z NKP radzą sobie całkiem dobrze, regularnie awansując do wojewódzkich czy nawet centralnych rozgrywek – patrz „Bieliki” Krzysztofa Leśniakiewicza.
A w klubie jest też pani Natalia, która z powodzeniem łączy obowiązki kierownika seniorskiej drużyny z prowadzeniem najmłodszych „Skrzatów”. Jest to dowodem na to, że udział kobiet w zarządzaniu sportem może przynieść dobre efekty przy kompetencji i zaangażowaniu w jego tajniki.
Takim przykładem może być także obecność w Radzie Miasta pani Agaty, która trwale i szczytnie zapisała się w historii nowotarskiego hokeja, czy pani Danuty, wkładającej serce w Szkółkę Piłkarską „Górale”. Niestety, idąc za głosem wtajemniczonych, stanowią one mniejszość dziesięcioosobowego areopagu radnych, z których co najwyżej mój kolega Jacenty wie, na czym polega spalony, zarówno w hokeju, jak i piłce nożnej. Bo pani przewodnicząca woli raczej zajmować się mało realnymi prognozami budżetowymi, liczyć na współpracę z organizacjami pozarządowymi (?!) albo planować wyjazdy na Słowację. Można jeszcze liczyć spadochrony nad nowotarskim lotniskiem…
Nie ujmując nic z tradycyjnej i ważnej roli sportu szkolnego czy innych klubów w mieście (żeby nie zapomnieć o wielce zasłużonych „Gorcach”), miejscy rajcowie na poważnie temat obu klubów z „Szarotką” w herbie podejmowali ostatni raz niemal pięć miesięcy temu. I nic z tego nie wynikło, poza bezproduktywnym międleniem problemów, na które każdy miał swoje zdanie, a największe skarbnik i specjalista od promocji… A takich specjalistów przecież mamy w mieście parę tysięcy, vide komentarze!
Miastu nie jest potrzebna nowa super arena sportowa; to co jest, w zupełności wystarczy. Wbrew opiniom niektórych, zrewitalizowana hala lodowa i jej infrastruktura prezentuje się całkiem przyzwoicie i nic nie stoi na przeszkodzie, aby nowa rolba nie mogła zgarnąć z tafli popiołu po spalonym kapeluszu trenera „Szarotek”. Podobnie rzecz ma się do stadionu przy ulicy Kolejowej; zrewitalizowany dziesięć lat temu obiekt tętni życiem od rana do wieczora. Wiosną ma dostać nową sztuczną nawierzchnię, bo inna w naszym klimacie na razie nie ma szans, o czym niestety zapominają mądrasie od centralnego terminarza rozgrywek. A że drugi, naturalny stadion piłkarski jest potrzebny, powinni pamiętać kibice przy najbliższych wyborach samorządowych.
Trzeba odbudować nowotarski sport, a do tego prowadzi trudna ścieżka. Czy kolejny zarząd hokejowego klubu temu podoła? Rok temu, indagowany o sprawy organizacyjne Leszek Tokarz, legenda nowotarskiego i krajowego hokeja, wyraził się, że podniesienie poziomu nowotarskiego hokeja nie będzie zależało od jednej osoby i że nikt z zewnątrz tego nie zrobi... Ważne jest wyczucie, kto chce faktycznie pomóc wspierać Podhale, a kto chce tylko o tym mówić…
"Na buliku musimy stanąć wszyscy, którym dobro tego klubu leży na sercu. Reasumpcji nie będzie…Tradycję tę należy kultywować, gdyż jest ona filarem naszej podhalańskiej tożsamości" - pisałem rok temu. Zobaczymy, co będzie teraz, gdy hokejowe sprawy w swe ręce weźmie serialowy ojciec Mateusz. I przychylnym okiem spojrzeć w stronę piłkarzy, kopiących przy stacji kolejowej; za Zagłobą chciałoby się powtórzyć: Miodu, panie Michale…
Jacek Sowa