Jak uwidziała to jedna paniusia z miasta, to tak strasznie zaczęła sie dryć, że górale znęcają się nad zwierzętami, każąc im wozić tak wielkie ludzkie ciężary aż do samego Morskiego Oka. Potem występowały w tej sprawie same posły, na koniec wypowiedziało się właściwe ministerstwo, wskazując władze Starostwa Zakopiańskiego jako kompetentne do wspólnego rozstrzygania tego problemu.
Na moje oko ten koń był zadbany, dobrze odchowany, umyty, uczesany i całkiem zadowolony. A coś na ten temat wiem, gdyż wzrastałem i wychowywałem się w domu, w którym koń po moim ojcu był drugim najważniejszym stworzeniem boskim w naszej licznej rodzinie. Mój ojciec był chłoporobotnikiem. Stosunkowo niewielka gazdówka nie wystarczała do utrzymania naszej rodziny, wiec zatrudnił się w spółdzielni GS Samopomoc Chłopska jako woźnica. Jego obowiązkiem było rozwożenie artykułów spożywczych do sklepików w gminie Szaflary. Na utrzymanie konia dostawał osobny deputat zbożowy, by utrzymywał go w dobrej kondycji. Nasz koń Siwek był szczęśliwym stworzeniem; nakarmiony przemierzał dziennie spokojnym rytmem nie więcej niż 25 km - jak na konia to wcale nie tak długi dystans. W stajni miał swoja rodzinę - trzy krowy i gdaczące kury na wyrku. Odcinki drogi , które na co dzień przemierzał, znał na pamięć. Potwierdził to znaczący incydent, jaki przytrafił się ojcu w czasie jednego z transportów do Skrzypnego. Po rozładunku towaru ojciec skusił się na poczęstunek wódką przy sklepowych bywalców i został przez nich całkiem upity. Odpowiedzialnie ułożyli go śpiącego do kaśni (wozu) i wio do domu. A były to czasy , kiedy o kontrolach trzeźwości na drodze przez ówczesną milicje nikt nie słyszał. Koń przemierzył 9 km, przez nikogo nie zatrzymywany - spokojnie pokonał przejazd kolejowy i nieruchliwą jeszcze wówczas zakopiankę - by stawić się na podwórku swojego domu i czekać na zdjęcie z niego uprzęży.
Były to czasy, kiedy jeszcze nie wszystkich gazdów było stać na posiadanie konia , więc jedni drugim musieli ich sobie użyczać. Bez jego pracy gazdówki na podhalańskich brzyzkach nie miały racji bytu. Zimą koń wymagał szczególnej troski, więc ojciec okrywał go grubą derką na każdym postoju i dokarmiał. Najciężej koń pracował właśnie zimą, kiedy to trzeba było na przykład ściągać drewno z dość odległych miejsc aż spod Tatr. Zatem utrata konia w gospodarstwie to był często prawdziwy dramat.
Wmawianie szerokiej publiczności rzekomego braku troski o konia w kulturze Podhala to przykład kompletnej nieznajomości realiów polskiej wsi tzw. obrońców zwierząt, którzy najczęściej znają je z domowej kanapy czy codziennego spaceru. Codzienne przemierzanie dziesiątków kilometrów dziennie przez konia to nawet jego fizjologiczna konieczność. Obrońcy zwierząt najchętniej zdjęliby z niego wszelkie uprzęże i pozbawili go wszelkich więzów z człowiekiem, a przecież on też chce być odpowiedzialny za nas.
Powożenie jest jednym z ważnych aspektów wyróżniających kulturę Podhala. Kolorowe fasiągi, powozy, fantazyjne uprzęże a przede szczęśliwe konie, to wyznacznik dzisiejszego stosunku górali do zwierząt.
Jan Gil
Skontaktuj się z nami
- +48 796 024 024
+48 18 52 11 355 - redakcja@podhale24.pl
- m.me/portalpodhale24
Adres korespondencyjny
Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Informacje
Obserwuj nas