- Wraca temat budowy parku wodnego w Nowym Targu. Inwestor chce zmian, ale radni muszą się zastanowić
- "To jest szkoda dla miasta, dla mieszkańców. Tkwienie w takim uporze powoduje, że energia idzie w kierunku konfliktu, a nie współpracy"
"To jest szkoda dla miasta, dla mieszkańców. Tkwienie w takim uporze powoduje, że energia idzie w kierunku konfliktu, a nie współpracy" oraz "Wraca temat budowy parku wodnego w Nowym Targu. Inwestor chce zmian, ale radni muszą się zastanowić"
Oto co o wypowiedziach burmistrza sądzi Maciej Tokarz, przewodniczący klubu Nowy Targ dla Mieszkańców, który wspólnie z klubem Razem Nowy Targ ma decydującą większość w Radzie Miasta Nowego Targu. Stanowisko zostało opublikowane na Facebooku:
"Pan Burmistrz uraczył nas kolejną porcją bzdur, które wymagają sprostowania i niedługo pojawi się wspólne, oficjalne stanowisko klubów radnych NTdM i Razem NT. Będzie również livechat w temacie ostatniej sesji, kwestii absolutorium i zarzutów wobec burmistrza, które stały u podstaw jego nieudzielenia.
Natomiast ja, poczułem się osobiście wywołany do tablicy, z racji przewodniczenia komisji odpowiedzialnej w radzie miasta za ład przestrzenny.
Zacznę od tego, że sprawy projektu uchwały, która "spadła" z porządku obrad sesji rady miasta, nie chciałem niepotrzebnie rozdmuchiwać, bo dotyczy ona inwestycji, której bardzo kibicuję, o czym wielokrotnie mówiłem w trakcie kampanii wyborczej.
Wobec tego uznałem, że nie są potrzebne wokół niej jakiekolwiek kontrowersje, w sytuacji gdy wina za błędy merytoryczne i formalne w projekcie uchwały obciąża dwóch panów Watychów, a kwestie te da się wyjaśnić i poprawić na kolejnym posiedzeniu komisji.
Jednak Burmistrz z Nowego Targu i tym razem nie skorzystał z doskonałej okazji żeby milczeć i postanowił dalej eskalować konflikt z radą, wykorzystując do tego absurdalny zarzut, że radni są przeciwko budowie parku wodnego (pominę już w tym miejscu totalne brednie o tym, jakoby projektanci czekali całą sesję na zabranie głosu i inne równie oczywiste kłamstwa i kłamstewka.)
Otóż Szanowni Państwo, uchwała o którą się rozchodzi, nie otwiera drogi do budowy parku wodnego, bo ta jest już dawno szeroko otwarta. Projekt uchwały dotyczył zwiększenia wysokości dopuszczalnej zabudowy na kilkuhektarowej działce budowlanej do 25 metrów wysokości, czyli w okolice 9 pięter.
I to nie tylko dla parku wodnego, tylko dla każdej inwestycji, bez względu na jej charakter, gdyż miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego przewiduje w tym miejscu rożne potencjalne sposoby zagospodarowania.
Ani w planie miejscowym zagospodarowania przestrzennego, ani w uchwale, która miała być procedowana, nie ma ani słowa o zjeżdżalniach, ani w ogóle o parku wodnym.
Jedyne na czym opiera się założenie, iż w tym miejscu rzeczywiście ma powstać park wodny, to deklaracja inwestora.
Nie mam powodów, aby w te deklaracje wątpić, wszak widziałem nawet pierwsze wizualizacje i założenia koncepcyjne. Natomiast inwestycja jest na bardzo wczesnym etapie, nawet nie w fazie projektowania, bo zanim będą mogły się rozpocząć właściwe prace projektowe, potrzebna będzie decyzja o uwarunkowaniach środowiskowych.
Co to oznacza? Oznacza to tyle, że jeszcze nic nie jest na pewno. Pomimo, iż bardzo trzymam kciuki za tę inwestycję, to z doświadczenia wiem, ile rzeczy może jeszcze pójść nie tak przy tego typu skomplikowanym przedsięwzięciu.
A co wtedy? Co jeśli projekt zostanie zaniechany? Wtedy może na przykład zmienić się inwestor lub właściciel gruntu i może zrodzić się zupełnie inna koncepcja jego zagospodarowania.
Koncepcja wysoka na 9 pięter...
I teraz pytanie za 100 punktów: czy rada powinna tworzyć złe prawo, modląc się jednocześnie, że ten czy inny inwestor nie skorzysta ze źle skonstruowanych przepisów i nie użyje ich w innym celu niż pierwotnie zakładano? Czy nie nadużyje świadomie pozostawionych przez burmistrza i przyklepanych przez radę luk prawnych?
Tak jak wcześniej napisałem, inwestor stara się nas zapewnić, że nic takiego się nie stanie i wydaje się, że w chwili obecnej takiego zagrożenia nie ma. Lecz pewności też być nie może.
I nie chodzi nawet o to, kto ma wziąć na siebie ciężar ryzyka, że coś jednak pójdzie nie tak (zwłaszcza, że burmistrz zdaje się nie poczuwać odpowiedzialności za cokolwiek, co się w naszym mieście dzieje), chodzi po prostu o to, czy tak winny postępować profesjonalnie działające organy administracji publicznej?!
Swoje wątpliwości co do właściwej konstrukcji przepisów zawartych w projekcie uchwały zgłaszałem już burmistrzowi w połowie maja, nikt się jednak nad tym nie pochylił w żaden sposób, a naczelnik Watycha nie był na komisji przygotowany do dyskusji na ten temat. Od początku wyrażał jedynie irytację – jakbyśmy się wtrącali w nie swoje sprawy. Zgłaszałem też, że błędna redakcja tych przepisów może spowodować interwencję nadzoru prawnego wojewody.
I co? I nic.
Burmistrz chyba od początku zakładał, że wątoliwości i zastrzeżenia radnych zdusi szantażem i taką właśnie kłamliwą nagonką.
Wyjaśnienia także wymaga, gdyż nie każdy to wie, że nie chodzi o teren gdzieś daleko na obrzeżach, tylko o nieruchomość przy ul. Szaflarskiej - na północ od zrekultywowanych terenów dawnego wysypiska (tj. w stronę centrum).
Mówimy zatem o uchwale, która pozwala zabudować kilkuhektarową działkę budowlami o wysokości do 25 metrów, co oznaczałoby powstanie wysokiej na 9 pięter potężnej dominanty krajobrazowej, zaburzającej oś widokową północ - południe wzdłuż doliny Białego Dunajca.
Tu trzeba nadmienić też, że oś widokowa na Tatry jest chroniona w innych, strategicznych dla miasta dokumentach planistycznych.
Żeby tego było mało, na tej samej komisji rady dyskutowaliśmy o możliwych sposobach redukcji uciążliwości związanych z działalnością lotniska i dyrektor aeroklubu zadeklarował zmianę instrukcji operacyjnej lotniska w taki sposób, żeby ścieżka odejścia samolotów po starcie biegła bardziej na południe, a nie na wprost - w kierunku "dróżek". W przypadku powstania 25 metrowej budowli przy ulicy Szaflarskiej (przypominam: to 8-9 pięter), Urząd Lotnictwa Cywilnego nigdy nie zatwierdzi takich zmian w funkcjonowaniu lotniska.
Pominę w tym miejscu kwestie błędów formalno - prawnych w redakcji tych przepisów, bo dla większości byłoby to raczej mało zrozumiałe, zapewniam jednak, że choć sam zajmuję się tymi kwestiami od kilkunastu lat zawodowo, to konsultowałem to dodatkowo z kilkoma ekspertami. Wszyscy potwierdzili, że przepisy są błędnie zredagowane.
Są to wszystko kwestie, które wymagają analizy i przemyślenia, a rozwiązania uszczegóławiające projekt zmiany planu i eliminujące powyższe zagrożenia, a jednocześnie harmonizujące z obecnymi planami inwestora, są na wyciągnięcie ręki, lecz wymagają odrobiny zaangażowania, a nie podejścia: „my wiemy lepiej i nie będziemy z wami w ogóle rozmawiać.”
Dziwi mnie fakt, jak bardzo kwestie czysto merytoryczne pozostają obojętne dla burmistrza i jego urzędników.
Buta, arogancja, czy zwykłe lenistwo? A może coś gorszego?
Bo jeśli nieważne są dobre i przemyślane rozwiązania, spójne i precyzyjne przepisy - służące rozwojowi miasta, bez szkody dla krajobrazu i ładu przestrzennego, to o co w tym wszystkim chodzi?
I dlaczego Pan Burmistrz tak bardzo boi się kontroli radnych nad procesem przygotowania projektów planów miejscowych?
Czyżby obawiał się, że żadnej więcej darowizny pieniężnej od ojca nie dostanie?
Czy może tego, że działki rolne, które skupuje w różnych częściach miasta (choć chyba nie jest rolnikiem), nie zyskają przeznaczenia, które sobie zaplanował jeszcze przed wizytą u notariusza.
Wiem natomiast jedno: jęki, stęki, pohukiwania, kłamstwa, szantaże i bzdurne oskarżenia burmistrza nie wpłyną na to, czym ja się kieruję w swojej pracy radnego, tj. złożonym ślubowaniem, że będę działał w interesie Miasta i jego Mieszkańców, zgodnie z najlepszą swoją wiedzą i w zgodzie z własnym sumieniem.
Jestem również przekonany, że tym samym kierują się wszyscy radni z naszych koalicyjnych klubów.
I wywoływanie jakiejś sztucznej histerii tego nie zmieni.
Najwyższy zatem czas, aby osoby do których to jeszcze nie dociera - z burmistrzem na czele - zrozumiały, że coś się diametralnie i nieodwracalnie zmieniło w dotychczasowym funkcjonowaniu nowotarskiego samorządu.
Zapewniam, że na lepsze. Bo Nowy Targ zasługuje na coś lepszego".
r/
Nowy Targ dziś byłby wiochą śmierdzącą gnojówą .