- Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar… Ostatni odcinek tej serii, 21.
- Jacek Sowa: "Rysy na pucharze". Odc. 1: "Szarotki zakwitły na lodzie".
Przeważnie pod górę
Bogusław Sięka swą przygodę z motocyklami rozpoczął pod koniec lat siedemdziesiątych jako 17-letni chłopiec. Zakończył ją czterokrotnym tytułem indywidualnego mistrza Polski w trialu, uczestnicząc także w dwudziestu zespołowych triumfach nowotarskiego klubu. Startował w trzydziestu Rajdach Tatrzańskich, z których jeden wygrał.
Bogusia od małego fascynowały motory, zwłaszcza, że Nowy Targ mocno stał sportem motocyklowym, który kiedyś na stałe zadomowił w tutejszym klubie sportowym „Gorce”, przechodzącym przez wiele lat różne koleje losu. Dzięki zaangażowaniu takich ludzi jak Jan Jaskierski, czy Hieronim Jaskułka oraz pasjonatom, jak niezapomniany Mieczysław Błoniarz, czy Andrzej Kostrzewa wreszcie, gościły tu renomowane imprezy FIM. A były to eliminacje do mistrzostw świata, Międzynarodowy Rajd Tatrzański, czy nawet Sześciodniówka, a w nich najlepsi europejscy rajdowcy, którym krajowi zawodnicy w niczym nie ustępowali, a znajomość terenu była ich dodatkowym atutem. Toteż gdy w 1975 roku młodzieniec wybrał się z ojcem, Mieczysławem (na co dzień zawodowym kierowcą!) aby na podhalańskich wertepach podziwiać cyrkowe niemal wyczyny pretendentów do tytułu mistrza świata, zapałał do tej dyscypliny sympatią bez reszty.
Trenował na przerobionej na „rajdówkę” i podrasowanej wuefemce, warcząc po zakamarkach Kowańca i gorczańskich ostępach, widząc się w przyszłości na podium zwycięzców.
Sukcesów nie byłoby, gdyby nie sprzęt i fachowa opieka, a tej doświadczył od niewątpliwej ikony motoryzacyjnej Nowego Targu, Andrzeja Kostrzewy. Krakus, zadomowiony w stolicy Podhala na stałe, zawsze był tam, gdzie zza zapachu spalin czuć było coś interesującego. To właśnie ten popularny brodacz poznał się na automobilowym talencie Wiktora Polaka i w jego rękach szlifował się motocyklowy diament Bogusława Sięki, gdy w latach 1976-78 Kostrzewa zawiadywał sekcją motocyklową w „Gorcach”.
Po debiucie w 1979 r wystartował w czterech eliminacjach mistrzostw Polski i dostał powołanie do kadry. Andrzej Kostrzewa, jego szef , zapałał chęcią pomocy zarówno fachowej i finansowej i w kolejnym sezonie, na złożonym motocyklu WSK250, zdobył tytuł mistrza Polski juniorów, mistrza Polski w klasie 250 ccm i zaliczył start w mistrzostwach świata. Po awansie do kadry dostał pierwszy motocykl wyczynowy Bultaco 350 Sherco, na którym jeździł dwa sezony. W 1984 roku, po złożeniu swojego prywatnego motocykla Bultaco350 zdobył tytuł mistrza Polski; następne tytuły były już na kadrowych motocyklach Yamaha 250TY. Ale jak twierdzi do dziś, Bultaco były najlepszymi jego maszynami w karierze. W tym okresie zdobył mistrza Krajów Demokracji Ludowej i wielokrotnie startował w mistrzostwach świata drużynowych i indywidualnych, jako członek kadry narodowej.
Wspinanie się pod górę mistrzowskiej drabiny nie było łatwe. Wyczynowa jazda na motocyklu jest sportem wymagającym nie tylko predyspozycji fizycznej i psychicznej oraz żelaznej kondycji. To także sport ludzi zamożnych, bo na jakąś większą pomoc ze strony klubu nie można było liczyć. Gdy Sięka przebojem wchodził do krajowej czołówki trialowców, sekcja motocyklowa klubu „Gorce” robiła bokami, aby w niespokojnych latach osiemdziesiątych stanąć na krawędzi zapaści. Brak pieniędzy, skłóceni działacze, ruchy społeczne – to wszystko doprowadziło do destrukcji środowiska motocyklowego na Podhalu, zmian organizacyjnych i powołania Auto Moto Klubu Nowy Targ. W nowych barwach Bogusław Sięka szedł jak burza po trofeum mistrzostw Polski 1983, ale mimo znacznej przewagi punktowej w generalce, na treningu przed ostatnimi startami (w tym w Rajdzie Tatrzańskim) doznał groźnego urazu nerki, który wyeliminował go z walki o tytuł. On sam do dziś nie wie, jak udało mu się wrócić nie tylko do zdrowia, ale do jazdy wyczynowej. Głównie przez niesamowity upór i hart ducha przez kolejne lata dominował na szlakach, zdobywając cztery tytuły pod rząd w latach 984 -1988.
Ale cały czas było pod górę. Kadra narodowa liczyła się w gronie europejskich zawodników, jednak w owych działacze bardziej dbali o swoje apanaże, niż o jak najlepsze wyposażenie naszych reprezentantów, którzy chcąc dorównać rywalom, kombinowali jak mogli, nie tylko ze sprzętem.
Niezbyt chlubnie zakończył się wyjazd na mistrzowskie eliminacje do Austrii, gdy na granicy tamtejsi celnicy zakwestionowali pokaźną ilość papierosów i alkoholu, za które można było wymienić od zachodnich rywali niedostępne w Polsce akcesoria motocyklowe typu świece, amortyzatory czy opony do Yamahy250. Półroczna dyskwalifikacja pozbawiła krajową czołówkę (w tym także Siękę) możliwości startu i zdobycia punktów do klasyfikacji. Z grona najlepszych na rajdowym szlaku z faworytów pozostał Marek Kowalczyk, ale tylko dlatego, że na wyjazd do Austrii nie zdążono z jego paszportem. Jak sam „Mark” przyznał, też na pewno byłby w gronie podpadziochów, bo skądś te części brać było trzeba…
A nagrody w krajowych rajdach mogły szokować. Na przykład za zwycięstwo w renomowanym Rajdzie Sudeckim nagrodą był … siedmiodniowy pobyt dla dwóch osób w Domu Noclegowym (sic!) w Szklarskiej Porębie!
Bogusław Sięka przez kilkanaście sezonów dominował na krajowych szlakach rajdowych, rywalizując z kolegami z zespołu tj. Adam Kowalczyk czy Zbigniew Jedynak. Była to jednak rywalizacja koleżeńska, czego czasem brakowało klubowym działaczom. Przychodziły więc okresy zniechęcenia i odstawienia motocykla od błotno-kamienistych odcinków. Jeszcze w 1995 roku próbował przygody z młodymi adeptami trialu, zdobywając jako trener pięć tytułów mistrza Polski z Józefem Topór-Mądrym, a w następnych latach z Rafałem Luberdą, Przemkiem Kaczmarczykiem i Michałem Łukaszczykiem. Pasja motocyklowa Bogusława Sięki pozostała do dziś i choć sześćdziesiątka na karku, nadal chętnie wsiada na motor i dzieli się swoim doświadczeniem z pasjonatami trialu.
Jednak XXI wiek to czas prywatnego życia tego zasłużonego sportowca. Czas dla młodego pokolenia i być może jego miejsce w historii nowotarskiego sportu zajmie syn hokeista, którego dziadek, Jan Thomas, nierozerwalnie wiąże się z historią nowotarskiego hokeja. Choć młody Robert też czasem chętnie siada na motor…
Jacek Sowa