- Po seansie "Białej Odwagi" - recenzja filmu o Goralenvolku. "Poprawna filmowa czytanka o Podhalu w czasach hitlerowskiej okupacji"
- Jan Gil: "Biała odwaga" zrobiona zgodnie z zasadą "politycznej poprawności"
"Wiele hałasu o nic'' to tytuł mało znanego amerykańskiego obrazu, który wiele mówi o filmie "Biała odwaga''. Pragnę na wstępie zaznaczyć, że moje przemyślenia nie mają absolutnie żadnego związku z historią Podhala w czasie II Wojny Światowej i z przypadkami jakie miały miejsce na terenie, który razem zamieszkujemy. Odniosę się tylko do moich subiektywnych wrażeń po obejrzeniu "Białej odwagi''.
Początek zaczyna się całkiem dobrze w tle znakomita muzyka góralska, piękna dziewczyna tańczy na polanie w Tatrach z dwójką braci, a konkretniej na podeście wykonanym z nowiuteńkich desek jak współczesny ring do walk MMA. Nasi pradziadowie nie mieli nic ciekawego do roboty i zrobili ring na polanie w sercu Tatr, aby młodzi sobie mogli potańcować. Następna scena to oczywiście seks, który według obecnych standardów znakomicie się sprzedaje. Dziewczę idzie z młodszym bratem do jakiejś koliby i tam szybka akcja co w konsekwencji okaże się za dziewięć miesięcy. Ojciec braci idzie z wódką do sąsiadów, aby ożenić syna z ich córką jednak tego starszego, który nie baraszkował z nią w szałasie. Bracia się prężą przed sobą ale i tak tata decyduje, gdyż chodzi o polany. Niezwykła scena tego obrazu ma miejsce w stodole przypominam, że to czasy wojny, a tu niespodzianka. Trzech chłopów w stajni - ojciec i dwóch synów rozmawiają pseudo gwarą góralską o czymś i każdy z nich ubrany w cuchę, nowiuteńkie portki z parzenicami, wykrochmaloną koszulę, spinkę i kapelusz z piórkiem. Kolorytu tej grotesce dodaje koń, który jest obok nich i w sumie wygląda najnormalniej. Siano i słoma lecą na nich z powały, a oni rozmawiają.
Wesele starszego syna, co nie wspina się po górach i jest tym dobrym przeradza się w katastrofę, gdy dowiaduje się, że jego nowa małżonka będzie mieć dziecko z jego bratem. Reżyser dużo oglądał południowoamerykańskich seriali i trochę tureckich i dzięki temu przekazał nam swoje spostrzeżenia. Później wspinacz wyjeżdża do Krakowa i zaprzyjaźnia się oficerem niemieckim, który jest pasjonatem gór. Młodszy brat ma też romans z Żydówką. Jest w tym filmie tyle wątków i kontrowersji, że naprawę ciężko wszystko zapamiętać.
Tu przechodzimy do kolaboracji. Grupa mężczyzn rozmawiają pseudo gwarą góralską o zdradzie - kilku jest za, kilku przeciw. Na uwagę zasługuje aktor, który grał dziadka braci - około stu trzydziestoletni jegomość. Ciekawa scena śmierci. Dziadzio umiera i jeden z braci chowa go w jaskini nakładając na niego ciężkie głazy w tej scenie są też jakieś pochodnie jak w serialu "Janosik''. Wodzem zostaje młodszy brat, który leży w pociągu w mundurze SS i gdzieś jedzie, bierze też udział w badaniach nad rasą, jada z hitlerowcami i współpracuje na całego. Trochę jest przemocy, rozstrzelań, tortur. Zakończenie tego filmu to lawina w Tatrach i śmierć wodza.
Wiele hałasu o nic. Szkoda, że ten obraz zasiał ziarno niepokoju na Podhalu, gdyż nie jest to dobry film. Słabe dialogi, niesamowicie kaleczona gwara, brak związków przyczynowo skutkowych. Z pozytywów fantastyczne ujęcia przepaści, grani, szczytów, procesu wspinania uchwyconych z kamer oraz miejscami niezła muzyka Karola Szymanowskiego.
Andrzej Mar
W naszym katolickim narodzie powyższe bezeceństwa nie mają miejsca, czego dowodów mamy bez liku, łącznie z pewną znaną córką):):):) - i to jest bardzo poważne uchybienie tego filmu, wręcz dyskwalifikujące:):):):)