Minęła mnie jak porsche furmankę

Już wcześniej ze startu zrezygnowała Justyna Kowalczyk, a największe szanse na sukces wiązaliśmy z występem Sylwii Jaśkowiec. Brązowa medalistka MŚ w sprincie drużynowym rzeczywiście była najlepsza z biało-czerwonych i przybiegła na 14 pozycji, choć po pierwszej połowie dystansu można było liczyć nawet na lepszy rezultat. Słabiej wypadły pozostałe Polki - Kornelia Kubińska zajęła 41 miejsce, Ewelina Marcisz 44, a Magdalena Kozielska 56.

- Od początku miałam iść najmocniej jak się da i wytrzymać tyle, ile się da. Na drugiej pętli przegrałam z aurą. Przegrałam ze śniegiem narty były bardzo wolne, a ja zmęczona szybkim tempem, które narzuciłam sobie na pierwszych pięciu kilometrach. Jedyna, której chyba nic nie przeszkadzało było Charlotte Kalla. Biegła bardzo szybko. W pewnym momencie zjeżdżałam z góry, a Szwedka minęła mnie jak porsche furmankę. Podbieg na tutejszą Morderczą Górę był na drugiej pętli, kiedy już sypało. Dał mi w kość. Ogólnie, jestem zadowolona z wyników. Jestem przed Norweżkami, a to dowód na to, jak ważne było smarowanie. Za dwa dni sztafeta, będę się regenerowała na tyle, na ile organizm da radę. Zapewniam, tanio skóry nie sprzedamy – powiedziała Sylwia Jaśkowiec.

Kalla pobiegła świetnie, trafiła ze smarami, bo warunki na trasie były potwornie trudne. Śnieg rozpadał się, gdy na trasę ruszały faworyzowane Norweżki. Niespełna 28-letnia Szwedka na mecie miała aż 41 sekund przewagi nad drugą Jessicą Diggins (USA) i 46,9 nad trzecią Caitlin Dregg (USA).

Norweżki najwyraźniej nie trafiły ze smarowaniem nart i w padającym śniegu z deszczem radziły sobie fatalnie. Straty na mecie miały ogromne, a miejsca odległe. W pierwszej dwudziestce próżno ich szukać. Najlepsza z Norweżek, Heidi Weng, była 22, a Maritt Bjoergen -31.

Stefan Leśniowski

Zobacz więcej na