Nie będziemy rozwijać wątku, w jaki sposób w tamtych latach znalazł się w Ameryce, niemniej jednak od początku zafascynowały go kultowe potem modele Forda z emblematem galopującego dzikiego konia. W owych latach motoryzacja w Stanach przeżywała niesłychany boom, będąc częścią słynnego amerykańskiego snu. Ważnym segmentem nabywców samochodów stali się młodzi ludzie, inspirowani hollywoodzkimi produkcjami filmowymi i popularnymi wyścigami NASCAR. Ford Mustang – sportowy samochód o przystępnej cenie został zaadresowany właśnie do tej grupy odbiorców, mając stanowić konkurencję dla Corvetty Chevroleta czy Dodge Chargera.
Na przełomie 1962/63 roku powstały prototypy samochodu Forda, który miał ucieleśniać młodość i siłę a jednocześnie nawiązywać do amerykańskich symboli dzikiego konia i słynnego samolotu z czasów II wojny. Swój rynkowy sukces Mustang zawdzięczał możliwością dostosowania jego wyposażenia według upodobań klienta, co przekładało się na wyjściową cenę samochodu (ok. 2000 $). Dzięki temu młody Dulat, będąc w Stanach, mógł sobie w pozwolić na kupno takiego auta, które potem miało stać się jego życiową idee fixe, a roczniki 1969/70 w szczególności.
Modele z tego roku szczególnie przypadły mu do gustu ze względu na unikalnie wypracowaną linię nadwozia z łagodnie opadającym przodem i tyłem oraz charakterystycznymi jego elementami jak cztery reflektory, czarna atrapa chłodnicy z logo po stronie kierowcy. Białym kabrioletem z czarną maską jeździ żona, Krystyna.
Drugim w rodzinie, o rok starszym Mustangiem jeździ pan Wiesław który jak twierdzi, jej model ma bardziej wyrafinowana linię, czego jednak przy żonie nie mówi głośno…
Przez ręce Wiesława Dulata przeszło ponad pół tuzina Mustangów. Sprowadza ze Stanów stare rzęchy, które rozbiera na czynniki pierwsze, a za sprawą dawnych amerykańskich kontaktów ściąga potrzebne części czy podzespoły, bez których jakakolwiek rewitalizacja tych aut byłaby dziś niemożliwa. A i tak taka robota zajmuje średnio co najmniej rok!
Pytany, czy dłubanie w starych „pony car” jest jego pasją odpowiada, że bardziej liczy się satysfakcja z dobrze odrobionego zadania i widok dzikiego konia galopującego nad zderzakiem kultowego samochodu.
Jacek Sowa